czwartek, 7 maja 2015

{001} Nowy Rozdział

Patrzę na te wszystkie pudła umiejscowione w naszym nowym mieszkaniu, Nowy Jork jakoś zbytnio mnie nie przerażał. Faktycznie był większy od Minneapolis, ale podobał mi się tłum mieszkańców i zamieszanie jakie w nim zachodziło. Pomimo, że byłam szarą myszką w tym tłumie, chciałam tu mieszkać. A zresztą mieszkanie z najlepszą przyjaciółką w ogromnym mieszkaniu opłaconym przez moich rodziców, było idealnym planem.
– Holly, to mieszkanie jest przepiękne, a co dochodzi do tego, nasze i tylko nasze! – powiedziałam do przyjaciółki opatulonej swoim beżowym kocem
– Czy ty kiedykolwiek się męczysz Johnson? Boże nie mam siły na te kartony, ale faktycznie, jest tu pięknie – widziałam, że na jej twarzy maluje się niepewność.
Holly była najbardziej śmiałą osobą jaką poznałam, ale gdy nadchodziły ogromne zmiany, ciężko je przyjmowała, przeprowadziłyśmy się właściwie w momencie kiedy rzucił ją chłopak z jakim była dwa lata, nie dziwię się, że siedzi taka opatulona i niezbyt ma ochotę na rozpakowywanie kartonów. Tak więc, wstałam i poszłam wprost do mieszczącej się nieopodal lodówki. Wyjęłam schłodzone już wino, jakie kupiłam dzisiaj rano, i pomimo, że nie wyjęłam jeszcze naszych naczyń, znalazłam jakieś dwa kieliszki. Usiadłam koło Holly na sofie jaką miałyśmy w salonie i nalałam nam odrobinkę wina.
– Nie mogę na Ciebie patrzeć w tym stanie Holly, wiem, że czujesz się okropnie, ale kto wie może Nowy Jork, zaczniesz z całkiem nowym ciachem u boku – zaśmiała się i wzięła ode mnie kieliszek do jakiego dolała sobie różowego wina
– Rose, słaby z Ciebie komik, ale niech Ci będzie – uśmiechnęłam się i stuknęłam w geście toastu
– Za nowe życie!
– Za Nowy Jork! – upiłyśmy po sporym łyku, po czym usiadłam do pudła z moim imieniem, zaczęłam ostrożnie wyjmować rzeczy i zanosić je do mojej nowej sypialni. Wiedziałam, że nie chcę tego robić jutro, bo będę jeszcze bardziej zestresowana. Więc chciałam jak najszybciej uwinąć się z urządzeniem mojego pokoju.
Był klimatyczny, bardzo łagodny i typowo w moim stylu. Ściany w kolorze piaskowym, do tego białe meble, duże łóżko, no i ogromna szafa na moje ubrania. Nim wybiła 1:00 byłam rozpakowana, i do tego zmęczona jak cholera. Holly też uwinęła się ze swoimi rzeczami, zostały nam jedynie naczynia i sprzęt, ale postanowiłyśmy, że nie zrobimy tego już dzisiaj, musimy wyspać się na nasze jutrzejsze przygody. Mnie czekała rozmowa o pracę, ją pierwszy dzień na stażu. Musiałyśmy się wyspać.
– Dobranoc Holly – uśmiechnęłam się lekko do przyjaciółki
– Dobranoc Rose, śpij dobrze – odpowiedziała i zniknęła w swoim pokoju.
Poranek był dość miły, nie myślałam, że wyśpię się pierwszej nocy w nowym miejscu, ale myliłam się. Kiedy tylko wyszłam z pokoju, poczułam zapach kawy, bekonu i jajek. Holly robiła śniadanie.
– Zrobiłam też dla Ciebie – krzyknęła, a ja poszłam prosto pod prysznic. Czułam ucisk w żołądku, towarzyszący mi zawsze w stresujących momentach. Nie siedziałam zbyt długo w łazience.
– Jesteś kochana, o której wychodzisz? – złapałam kubek z gorącą kawą i usiadłam przy stole
– Za jakąś godzinkę, a ty kiedy masz rozmowę? – słowo "rozmowa" powodowało, że chciało mi się wymiotować, zależało mi na posadzie w największej firmie w USA.
– O 2, nawet nie wiesz jak się denerwuję – odparłam
– Ubierz tą twoją łososiową sukienkę, a dostaniesz posadę – rzuciła mi dwuznaczne spojrzenie
– Holly Evans, ogarnij się, to nie jesteś zabawne! – spiorunowałam ją wzrokiem za co uzyskałam śmiech
– Nie stresuj się Rose, na pewno będzie dobrze, po prostu musisz zluzować, jak będziesz za bardzo zestresowana to nie wyjdzie to zbytnio dobrze – mówiła lekko uśmiechając się, po czym spojrzała na zegar – dobra, ja muszę lecieć, trzymam kciuki kochana! –  ucałowała mnie w policzek i po chwili zniknęła z mojego horyzontu.
A ja czułam się coraz gorzej, nerwy sięgały zenitu kiedy odziana w czarną sukienkę i mój siwy płaszcz opuszczałam mieszkanie. Trzymałam mocno moją teczkę z cv i życiorysem idąc do gmachu. Zależało mi aby dostać tą pracę, wiedziałam że rozwinę się tam na tyle na ile mogę. Spojrzałam na zegarek, miałam pół godziny do umówionego spotkania, nie chciałam się spóźnić więc gestem ręki zatrzymałam żółtą słynną taksówkę.
–  Do gmachu firmy Smith proszę –  uśmiechnęłam się do kierowcy a on odwzajemnując mój uśmiech zaczął kierować się pod firmę.
Po jakiś dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wzięłam głęboki wdech, zapłaciłam za taksówkę, i weszłam do budynku. Był bardzo prosty, ściany w odcieniach szarości oraz białe meble. Podeszłam pewnym krokiem do recepcji. Wiedziałam, że nawet nić niepewności może zniszczyć moje marzenia o tej posadzie. Brunetka uśmiechnęła się do mnie ciepło witając mnie.
– Witam w Smith industry and service jak mogę Pani pomóc? –  uśmiech nie znikał z twarzy kobiety, więc go odwzajemniłam.
–  Nazywam się Rose Johnson i jestem umówiona na rozmowę o pracę z panem Markiem Black –  kobieta wykonała telefon, ciągle bacznie mi się przyglądając. Nie wyglądało to jako spojrzenie pogardy, ale sama już nie wiedziałam.
–  Pan Black zaraz się z Panią spotka, proszę tutaj usiąść, może sie Pani czegoś napije?  – brunetka była aż nadmiar miła, podziękowałam jej grzecznie i szybko się odwróciłam.
Oczywiście kim byłaby Rose Johnson nie robiąc sobie jakiegoś wstydu w miejscu publicznym, nim zdążyłam zrobić jakikolwiek krok upadłam wpadając na jakiegoś mężczyznę. Moja teczka rozleciała się i wyleciały z niej wszystkie papiery jakie miałam. Nie podnosząc wzroku wydukałam jedynie.
–  Przepraszam, jestem niezdarą –  podniosłam wzrok aby spojrzeć kogo omal nie przewróciłam. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o spojrzeniu jakie mogło zaczarować, patrzał na mnie z lekkim uśmiechem
–  Nic nie szkodzi, każdemu się zdarza –  uśmiechnął się i podał mi dłoń w geście pomocy przy wstaniu, złapałam ją dość pewnie szokując sama siebie.
Poczułam słodką woń perfum i przyjrzałam się bardziej jego twarzy. Był bardzo przystojnym młodym mężczyzną. Wyglądał na góra 25 lat. Kiedy odwróciłam się zauważyłam że sekretarka bacznie mu się przygląda i trzepocze swoimi długimi sztucznymi rzęsami. Nie dziwne, był nieziemsko piękny. Napawałam się jego widokiem jeszcze przez kilka sekund, potem schyliłam się aby posprzątać moje papiery. Podał mi moje cv.
–  Miło było Panią spotkać, Panno Johnson –  uśmiechnął się i odszedł pozostawiając mnie z wspomnieniem jego pięknego wyglądu, nie zdążyłam nawet odpowiedzieć.
Spokojnie usiadłam na krzesłach i czekałam aż zostanę wezwana na moją rozmowę, coraz bardziej sie denerwowałam, ale próbowałam skupić się na zabawnej sytuacji z panem nieziemsko pięknym, potem usłyszałam jedynie.
–  Panno Johnson, Pan Black czeka w swoim gabinecie, zaprowadzę Panią –  brunetka znów się uśmiechnęła i zaprowadziła mnie prosto do gabinetu. Kiedy ujrzałam ciepły wzrok Marka Black, od razu łatwiej było mi z nim rozmawiać.
–  Bardzo podoba mi się Pani zapał do pracy, widać, że Pani zależy –  uśmiechnął się i wstał podając mi rękę –  Witamy w zespole –  gdybym była sama na pewno skakałabym z radości. Dostałam pracę po jaką przyjechałam do Nowego Jorku, czy mogło być lepiej?
Po obejściu i zwiedzaniu mojej nowej pracy, udałam się ku windzie aby zjechać na dół i udać się do domu, świętować. Pewnym krokiem weszłam do windy, i tam ujrzałam nikogo innego jak Pana nieziemsko pięknego. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a na jego twarzy pojawił się miły uśmiech.
–  Jak poszła rozmowa, Panno Johnson? –  nie wiem dlaczego, ale ten mężczyzna sprawiał, że na moich policzkach pojawiał się lekki rumieniec.
–  Dziękuję, bardzo dobrze –  uśmiechnęłam się lekko –  Jeszcze raz przepraszam…
–  Już nie musi Pani mnie wiecznie przepraszać, bo będziemy się widywać za często abym miał tego słuchać –  powiedział, i kliknął jakiś przycisk w windzie –  Mam nadzieję, że będzie Pani się tu podobać
–  Zapewne będzie, pierwsze wrażenie jest niesamowite –  łącznie z tym jak na ciebie wpadłam niesamowity facecie. Rose, uspokój się, nie znasz nawet jego imienia.
–  Może kiedyś da się pani namówić na lunch –  powiedział i wyszedł z windy jaka się dopiero otworzyła, nie dając mi znów dokończyć. Westchnęłam cicho i zjechałam na parter.
Gdy już wyszłam z budynku poczułam ulgę , że mam to już za sobą. Postanowiłam, że wrócę pieszo i zajdę do sklepu, kupię jakieś dobre i drogie wino. Bo w końcu mam co świętować.
Holly, była w domu dość późno i widać, że była wymęczona, ja za to byłam wcięta.
–  Johnson, pijesz beze mnie? Jak mogłaś? –  Zaśmiała się i wzięła kieliszek podając mi –  Po tak ciężkim dniu należy mi się odrobina odpoczynku –  spojrzała na mnie, próbując cokolwiek wyczytać z mojej twarzy –  Lepiej mi mów jak rozmowa? Dostałaś się? Ubrałaś tą łososiową sukienkę? –  patrzała na mnie, wiedziałam, że chce wiedzieć wszystko. Taka już była.
–  Nie, poszłam w tej czarnej jaką kupiłam sobie na zakończenie roku. Ten budynek jest ogromny można się w nim zgubić, albo jak ja wpaść na mega ciacho w holu –  zachichotałam. Od kiedy ja tak robię?! –  No ale mniejsza to ciacho, wchodzę na rozmowę całkiem zestresowana, ale kryję to. Mark okazał się świetnym kolesiem. No i dostałam pracę! –  Holly uśmiechnęła się szeroko patrząc na mnie bacznie.
– No to gratuluje, od początku wiedziałam, że nadajesz się do tej pracy jak nikt inny.Ale Rose Johnson, cóż to za rumieniec?
–  Nie wiem - zaśmiałam się –  Byś widziała jaki on był przystojny… –  znów zaśmiałam się a Holly jedynie pokiwała głową w geście poddania sie.
–  Weź zejdź na ziemie Rose, bo widzę że śnisz gdzieś na jawie –  zaczęłyśmy się śmiać.
Ilość wypitego alkoholu pozwoliła mi spokojnie zasnąć, a rano obudziłam się z jedynie lekkim bólem głowy. Pierwsze co zrobiłam po obudzeniu się to wzięłam prysznic. Holly jak zwykle czekała na mnie ze śniadaniem. Kochana, robiła tak od kiedy zaczęłyśmy razem mieszkać na studiach. Przy porannej kawie rozmawiałyśmy o naszych planach, także o tym, że musimy rozłożyć resztę rzeczy no i ogólnie ogarnąć nasze nowe mieszkanie. Do pracy poszłam w wyśmienitym humorze, uśmiechając się do ludzi, czego nie miałam w zwykłym zwyczaju.
– Dzień Dobry – rzuciłam wchodząc do naszego działu, zajmowałam się reklamą, jak wiadomo firma Smith “pożerała” mniejsze firmy, a my zajmowaliśmy się tym aby dać im “nowe życie”. Na moim biurku leżała rozkładówka wydrukowana przez Marka.
Nie miałam dzisiaj zbytnio pracy, miałam tylko jak to asystentka zaparzyć kawę o dwunastej, “zaaklimatyzować się z stanowiskiem pracy”
Ah.. czuję, że będzie mi się dobrze pracowało z Markiem. No i z tym Panem niesamowitym, tylko nie wiem jeszcze na jakim dziale pracuje, ale patrząc na jego wygląd pewnie w głównym biurze, blisko szefa.
– Rose, mogłabyś przyjść na chwile do mnie do biura? – zapytał Mark uśmiechając się ciepło. Odwzajemniłam jego uśmiech i powędrowałam do jego biura – Na początku chciałbym Cię przeprosić, za to że nie mam zbytnio dla Ciebie pracy, ale niebawem ruszamy z nowym projektem no i myślę…
– Nie wiem, za co mnie przepraszasz. Dzięki Tobie mam pracę, czy więcej mam wymagać? Zresztą to mój pierwszy dzień – uśmiechnęłam się i zauważyłam że Markowi zdecydowanie ulżyło.
– Mogę Ci jedynie zdradzić, że możesz zastanowić się jak możemy rozkręcić małą restaurację w centrum, nie mają zbytu więc kupiliśmy ją na giełdzie, teraz chcemy zrobić z tego miejsca gustowną i bardzo wyrafinowaną restaurację, no i trzeba jakoś ją zareklamować, a to nasza brożka  – uśmiechnął się – A i nie musisz mi robić tej kawy, wpadnie do mnie Steve i wypijemy ją razem
– Dobrze, zastanowię się – także się uśmiechnęłam po czym wróciłam do swojego stanowiska pracy.
Odpaliłam komputer, niczemu się nie dziwiłam, ani firmie z jakiej jest ani zaawansowanej technologii wszystkich programów. W końcu była to najlepiej rozwijająca się firma w ostatnich pięciu latach. Nie mogłam trafić lepiej! Spojrzałam, że w mojej skrzynce odbiorczej czekała jakaś wiadomość.
______________________________________________________________
Nadawca: Christopher Smith
Temat: Bezpieczeństwo pracy
Adresat: Rose Johnson

Panno Johnson mam nadzieję, że tym razem nie zdarzyły się Pani żadne wypadki podczas pracy.

Christopher Smith, prezes firmy Smith Industry And Service
______________________________________________________________

Cholera jasna. Szybko wystukałam odpowiedź.
____________________________________________________________
Nadawca: Rose Johnson
Temat: Bezpieczeństwo pracy
Adresat: Christopher Smith

Dziękuję, wszystko w porządku.

Rose Johnson, asystentka kierownika od spraw reklamy SIAS
_____________________________________________________________

Jak mogłam nie zorientować się, że to ten mężczyzna? Teraz jeszcze bardziej idiotyczne były moje westchnienia na jego temat. Mam ochotę spalić się we wstydu. Moje policzki zarumieniły się i wyłączyłam szybkim kliknięciem pocztę. Praca, tak właśnie tym muszę się zająć, nie myśleć o tym, że spodobał mi się szef szefa mojego szefa. Wzięłam arkusz papieru i zaczęłam wypisywać plany reklamy. O dwunastej, za prośbą Marka, poszłam na lunch. Podeszłam do windy i wcisnęłam klawisz aby ją wezwać. Była zbyt pełna, więc postanowiłam przejść się schodami.
– Zdrowy tryb życia Panno Johnson? – usłyszałam za plecami, odwróciłam się biorąc głęboki wdech. Musiałam w końcu się i tak spotkać z Panem nieziemsko pięknym.
– Czasem trzeba zrezygnować z wygody, Panie Smith – powiedziałam uśmiechając się lekko i ruszając ku schodom.
– Może da się Pani namówić na lunch?